Salwy śmiechu od pierwszej po ostatnia scenę słychać było w czasie premiery spektaklu w teatrze Żeromskiego. "Mąż zdradzony, czyli Amfitrion" - antyczna farsa plebejska spodobała się kieleckiej publiczności.
W Amfitrionie
wiele scen jest wybitnie farsowych. Poszczególne skrzą się dowcipem a reżyser i
aktorzy swoją grą podkreślają humor sytuacyjny, świetnie wybrzmiewają zabawne
kalambury. Nieporozumienie goni nieporozumienie a widownia reaguje żywiołowo.
Już pierwsza scena, gdy Merkury objawiwszy się na balkonie wprowadza widzów w
sytuację witana jest śmiechem. I tak jest do końca. Świetny, współczesny przekład,
gra okraszana dwuznacznymi ruchami
zestawiona z kostiumami tyleż zabawnymi co majestatycznymi daje doskonały
efekt.
Dawid
Żłobiński z gibkością małpy a może boga - Merkurego skacze z balkonu, chodzi po
oparciach foteli, rzuca ogryzkami i wygłasza tyrady. Sekunduje mu jego
pierwowzór Mirosław Bieliński koncertowo opisujący bitwę, spotkanie z samym
sobą przy tym wykonujący nie mniej widowiskowe ćwiczenia typu powstań, padnij.
Marzena
Ciuła świetnie pastiszująca wierną
Alkmenę, pokazuje dwa oblicza: słodkiej, czułej, wiernej i hetery w sekundę
zmieniającej ton głosu i zachowanie by w kolejnej chwili powrócić do tamtej
słodyczy.
Rola
Joanny Kasperek grającej służąca Bromię to popis umiejętności aktorskich
najwyższego lotu, słusznie nagradzana brawami. Aktora dała swej bohaterce
wszystko: od gamoniowatości po cwaniactwo a jej opowieść o porodzie
relacjonowana jak sprawozdanie z pola bitwy to przykuwający uwagę majstersztyk.
Paweł
Sanakiewicz w roli Jowisza wygrywa wszystko, nie tylko Alkmenę ale i publiczność zdołał podporządkować sobie
a kiedy w ostatniej scenie pojawia się na
boskim wozie wita go owacja. Na jego tle blado wypada tytułowy mąż
zdradzony - Hubert Bronicki, w starciu z Jowiszem nie miał szans, chociaż
starał się i to bardzo. Pozostało mu przyjąć i pogodzić się z faktem, że żona
została pożyczona.
Miejsce:
Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 23
Start: 10
kwietnia, godz. 19.00