Awantura na dworcu w Kielcach. Komfort z PKP?

Dział: Kielce

Kilkadziesiąt wściekłych osób zostało w czwartek w południe na kieleckim dworcu. Nie zmieściły się do pociągu pospiesznego relacji Lublin - Kielce - Katowice - Wrocław. W składzie były tylko trzy wagony.

- To skandal. Przed świętami był tłok, ale tak źle jeszcze nigdy nie było. Zazwyczaj jeździły cztery wagony - opowiadał pan Adrian, który w Kielcach został na peronie. Wcześniej ponad 150 pasażerów szturmowało wagony - dwa drugiej klasy i jeden pierwszej - pociągu spółki Intercity relacji Lublin - Kielce - Katowice - Wrocław. - W ośmioosobowym przedziale jest ośmioro dzieci i ośmiu opiekunów. A miejsc siedzących osiem. Do Wrocławia pięć godzin drogi - relacjonował przez okno pan Paweł, który "załapał się" na miejsce stojące na korytarzu.

Pasażerowie siedzieli nawet w toalecie. I tak mieli szczęście, kilkadziesiąt osób nie wsiadło do pociągu, bo zwyczajnie się do niego nie zmieściły.

Oberwało się konduktorom, którzy sami nie mogli dostać się do przepełnionych wagonów. Stojąc na peronie, wypisywali na biletach informacje, że ich właściciele nie dostali się do pociągu. Było to potrzebne, by mieli podstawę do reklamacji. - W Lublinie nie było wagonów. Od stacji w Radomiu szukamy dodatkowego wagonu, bo widzieliśmy, co się dzieje. Ale go nie ma - tłumaczył jeden z kolejarzy zdenerwowanym pasażerom.

Potem jeden z konduktorów wpuścił pasażerów do przedziału służbowego i na korytarzu zrobiło się luźniej. Ale kiedy kolejarz powiedział, że jeszcze ze dwie osoby mogą wsiąść, znów pasażerowie zaczęli szturmować drzwi. - Coś ty zrobił. Znowu jest panika - strofował go inny konduktor.

Ostatecznie interweniowała Straż Ochrony Kolei. Pilnowała, żeby podczas ruszania pociągu drzwi były zamknięte, bo pasażerowie stali nawet na zewnętrznych podestach drzwi. Dopiero wtedy kierownik pociągu dał sygnał do odjazdu. - Tylko ruszaj powoli - polecił przez radiotelefon.

To dalszy ciąg kłopotów PKP po wprowadzeniu 12 grudnia nowego rozkładu jazdy pociągów. Doszło wtedy do totalnego bałaganu, po którym m.in. odwołano wiceministra infrastruktury, a wczoraj Andrzeja Wacha, prezesa PKP SA.

- I niestety takie sytuacje będą się powtarzać. Kiedyś prezes PKP Intercity tłumaczył mi, że dłuższe składy oznaczają wejście w wyższą stawkę opłat za korzystanie z infrastruktury. Poza tym Intercity zwyczajnie nie ma wagonów, szczególnie na południu kraju, gdzie ruch jest większy. Część stoi na bocznicach, bo nadaje się tylko na złom, a pieniędzy brakuje nawet na bieżące przeglądy. Od miesięcy pasażerowie skarżą się na zbyt krótkie składy, a problem w nowym roku jeszcze będzie się pogłębiał. Tymczasem PKP - zamiast zająć się jego rozwiązaniem - bawi się zakupem 20 włoskich pendolino, które nie poprawią sytuacji - komentuje Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych "TOR".

Cała droga do Wrocławia była dla pasażerów koszmarem. - Przed Katowicami praktycznie nikt się nie dosiadał, za to wszędzie było bardzo nerwowo i agresywnie. Najgorzej w Zawierciu, ale ludzie odpuścili wsiadanie, gdy zobaczyli, co się dzieje. Toaleta była na dużym odcinku nieczynna, bo podróżowały w niej dwie osoby. Konduktorzy nie sprawdzali biletów, mówili, że to nie ma sensu - opowiadał "Gazecie" z drogi kielczanin Witold Krzemiński.

Biuro prasowe PKP Intercity zapewnia, że sprawa jest wyjaśniana. - Musimy przeprowadzić postępowanie, sprawdzić, jak działała obsługa pociągu, jak sam skład został zestawiony - poinformowała Beata Czemerajda z biura prasowego PKP Intercity. "(...) W przypadku kiedy pasażer kupuje bilet bez miejscówki, jest to automatycznie rozumiane, że decyduje się na kupno biletu na relację. Czyli może pojechać każdym następnym pociągiem, nie tracąc ważności biletu" - można było przeczytać w e-mailu, który wysłała do redakcji.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kielce


ostatnia zmiana: 2010-12-31
Komentarze
Polityka Prywatności