Pokaz Filmowy w ramach cyklu Cinema OFF
"Zespół Filmowy SKURCZ".
Pretekstem do założenia Zespołu Filmowego SKURCZ był fakt zakupu kamery Sony 8mm przez rodziców braci Bartosza i Łukasza Walaszków, był rok 1988. Urządzenie służy Twórcom po dziś dzień, mowa zaś o pretekście ponieważ młodzieńcy już od dłuższego czasu nosili się z zamiarem skanalizowania swoich talentów na polu kinematografii. Wraz z grupą podobnie zorientowanych przyjaciół stworzyli kolektyw, w którym przystąpili do wcielania w życie swych wizji. Projekt ich charakteryzowało bardzo specyficzne podejście do filmowej materii. Śmiały zabieg stylistyczny, który od samego początku stanowił znak rozpoznawczy produkcji Z. F. SKURCZ polega mianowicie na ukazaniu samej esencji branych na warsztat gatunków filmowych. Produkcje grupy są pozbawione rozbudowanej fabuły, wszelkich formalnych ozdobników czy innych zbędnych naleciałości. Są krótkie, ponieważ w skoncentrowanej formie przedstawiają tylko to, co stanowi samą istotę danego gatunku.
Nazwa, którą przyjął kolektyw, nawiązuje do skurczów mięśnia sercowego. Jak wiadomo, to właśnie dzięki nim krążąca po organizmie krew zasila komórki w życiodajny tlen. Produkcje Z. F. SKURCZ dla rodzimej (i nie tylko) kinematografii miały być właśnie takim odżywczym zastrzykiem energii, powiewem świeżości, swoistym powrotem do źródeł. Zresztą sama krew - jako symbol życia - jest motywem bardzo często przewijającym się w twórczości grupy.
Młodzi wizjonerzy, pełni zapału przystąpili do wcielania w życie swojego planu. Owocem tego była seria krótkich improwizowanych scenek, dla których inspirację stanowiły tandetne filmy grozy klasy B i poniżej. Z czasem zaczęły pojawiać się również nieco dłuższe formy fabularne, choćby legendarna "Zmora z Piwnicy". Wkrótce - stopniowo doskonaląc swój warsztat - filmowcy zaczęli śmielej sięgać po nowe środki ekspresji. Efektem eksperymentów z animacją poklatkową były takie kultowe pozycje, jak tryptyk "Kosmiczne Wojny", "Spur Mjendzy Planetarny" czy "Straszliwa Bitwa o Planetę"...
Rozkwit twórczości Zespołu przypada na okres uczęszczania Członków do szkoły średniej, tj. niesławnego LXIII L. O. im. Lajosa Kossutha na warszawskim Ursynowie. W placówce tej panował podówczas specyficzny ferment twórczy, który zaowocował powstaniem licznych interesujących projektów w temacie kultury i sztuki. Spośród uczniów wzmiankowanej szkoły rekrutowali się dynamiczny Krzysztof Radzimski (vel Dr. YRY) i kreatywny Grzegorz Paraska, którzy - obok braci W. oraz Marcina Rudowskiego - uformowali wówczas personalny trzon ekipy. W produkcjach z tamtego okresu regularnie pojawiali się także utalentowany Michał Głuchowski oraz adept wschodnich sztuk walki, niejaki Paweł Hocha.
Wówczas to ostatecznie wykrystalizował się oryginalny styl filmów grupy. Składały się nań umiłowanie tandety i prowincjonalizmu, żartobliwie-ironiczne poczucie humoru oraz bezpardonowe epatowanie przemocą. Wszystko to doprawione iście piorunującą dawką absurdu oraz szczyptą turpizmu. Ów postmodernistyczny melanż był wynikiem wspólnych zapatrywań kolektywu w temacie szeroko pojętej sztuki. Jednak po części można go także przypisać rozlicznym ograniczeniom realiów rzeczywistości, z jakim musieli się borykać młodzi filmowcy. Poza kamerą i lichym statywem nie dysponowali bowiem żadnym innym sprzętem. Inwencja oraz twórczy szał pozwoliły szczęśliwie przezwyciężyć wszelkie przeciwności. Filmy kręcono w naturalnych okolicach plenerów, przy świetle dziennym oraz we wnętrzach własnych mieszkań tudzież piwnic. Artyści sami dbali o charakteryzację i kostiumy, a także zajmowali się efektami specjalnymi.
Większość powstałych wówczas produkcji charakteryzuje nieobecność realnego scenariusza. Wszystkie sceny były improwizowane bezpośrednio na planie. To właśnie wtedy Artyści zrzeszeni w kolektywie w mistrzowskim stopniu opanowali umiejętność optymalnego wykorzystania naturalnych walorów otoczenia, okoliczności przeważając na swoją szalę. Pionierskie warunki, w jakich przyszło im tworzyć wymuszały ponadto zastosowanie nowatorskich i zupełnie bezprecedensowych rozwiązań na polu zagadnień produkcji filmowej. Członkowie Zespołu, będąc osobami wszechstronnie utalentowanymi, mogli bez problemu i krępacji inicjować koncepcje rozwoju fabuły i współreżyserować poszczególne sceny. W procesie kreacji nie było sztywno przypisanych ról. Wręcz przeciwnie - wszyscy członkowie ekipy mieli bardzo szeroki zakres kompetencji.
Jedynym wyjątkiem od tej żelaznej zasady był Łukasz W., który z racji swego doświadczenia na polu operatorki, piastował zazwyczaj stanowisko kamerzysty. To także na nim spoczywał główny ciężar montowania filmów, gdyż odbywało się ono bezpośrednio w kamerze. W razie konieczności powtórzenia ujęcia trzeba było przewinąć taśmę do końca poprzedniego i nagrywać powtórnie. Z tego powodu praktycznie wszystkie sceny musiały być kręcone w porządku chronologicznym.
Repertuar grupy poszerzył się o filmy karate ("Karate Puma I", "Kung-Fu Pantera II" i "Dżudżicsó Szerszeń 5") oraz sensacyjne ("Jedyny Kłopot", tryptyk o przygodach sierż. Mścisława Pięści: "Royal", "Dragi - Narkotyki" oraz nieco późniejszy "Włókniarz"). Większość z nich była krótkimi formami, nie przekraczającymi 10 minut.
Wkrótce Zespół sięgnął po szeroką paletę możliwości jakie daje komputerowa obróbka dźwięku. Powstające wówczas produkcje wzbogacono dodając efekty dźwiękowe oraz stereofoniczną muzykę. Wtedy to SKURCZ wylansował takie hity jak "Tęcza", "Kot", "Smacznego Box 8" (z gościnnym udziałem zawodowego kaskadera) czy "Dżudo Honor 7".
Ten ostatni film, jako pogłębiona refleksja nad losem jednostki we współczesnym stechnicyzowanym świecie, jest doskonałym przykładem podejścia Twórców do materii filmowej. W obraz śmiertelnego starcia głównych bohaterów niemal od samego początku - jak fatum - jest wpisana nieuchronna klęska jednego z nich. I nie bez przyczyny klęskę tę ponosi obrońca tradycyjnych wartości, tu przedstawionych metaforycznie jako zasady świętego kodeksu Bushido. Sama zaś walka, wyglądająca jak starcie dwóch żywiołów, została sfotografowana surowo, bez przesadnego estetyzowania czy baletowej choreografii. Bez zabiegów formalnych , po które tak chętnie sięgają współcześni twórcy, zatracający w nich przesłanie swoich filmów. Na uwagę zasługują także esencjonalne - mające właściwie charakter pretekstowy - dialogi. A wszystko to ukazane w czasie zaledwie 3 minut!
Nawiązana w tym czasie kooperacja z wytwórnią S. P. Records zaowocowała gościnnym występem Kazimierza Staszewskiego w filmie "Bulgarski Pocisk". Wspólnymi siłami zrealizowano także teledyski do "Idę tam gdzie idę" Kazika i "Las Maquinas de la Muerte" KNŻ. Kolaboracja z tym popularnym artystą estrady trwa zresztą po dziś dzień, bardziej już jednak na gruncie twórczości muzycznych (projekt El Dupa Dra. YRY).
Dowodem na słuszność i wysoką komunikatywność założeń programowych grupy był deszcz nagród jaki spadł na Twórców na festiwalach Oskariada '97 i '98 organizowanych przez NZS SGH. Zespół w spektakularny sposób zaznaczył wówczas swoją pozycję na rynku filmów offowych (i nie tylko), zyskując rzeszę oddanych fanatyków.
Dalszym etapem w drodze na top było wykorzystanie nowinki technicznej w postaci komputerowej karty video do nieliniowego montażu. Dawała ona możliwość cyfrowej obróbki obrazu, dodawania efektów specjalnych oraz dynamicznego montowania poszczególnych sekwencji. Pierwszym filmem, w którym wykorzystano wszystkie te dobrodziejstwa było "Kobyle Caco". Przy okazji tej produkcji w szeregi kolektywu zawitał Piotr Paraska.
Kolejnym, realizowanym przez ponad 2 lata, projektem była głośna super-produkcja "Bulgarski Pościkk". Wraz z tym filmem w Twórczości grupy dokonał się zwrot o 360 stopni. Było to wówczas najdłuższe dzieło Z. F. SKURCZ i pierwsze, powstające w oparciu o scenariusz. Kilka początkowych scen było wprawdzie tradycyjnie improwizowanych, jednak powiązanie ich w misternie skonstruowaną intrygę na dalszym etapie realizacji wymagało już działań konsekwentnych i zaplanowanych. Sam scenariusz ewoluował zresztą przez cały okres kręcenia. Niektóre sceny wypadały, inne były dopisywane w miarę pojawiania się nowych koncepcji. Do kolektywu SKURCZ na dobre dołączył wówczas Krzysztof Żelazko, znany już fanom z brawurowej roli w "Przedwczesnym Fajrancie".
"Bulgarski Pościkk" (z powodu wymogów regulaminu pokazany w okaleczonej do 30 minut wersji) pewnie zagarnął Grand Prix prestiżowego Festiwalu Młodego Kina Tenbit Film Forum 2001. Szacowne jury doceniło umiejętność, z jaką Twórcy połączyli pasjonującą, naszpikowaną suspensem akcję z niemałą dawką czarnego humoru i uniwersalnym przesłaniem. Chwalono ukryte, pulsujące pod powierzchnią bogactwo, niespodzianki nagłych zmian dynamiki i efemeryczne piękno dysonansowych harmonii. Widzowie i krytyka zgodnie docenili niezwykłą erudycję Twórców oraz sprawność, z jaką wpletli w meandry sensacyjnej fabuły rozliczne symbole i ukryte znaczenia, wywołujące u odbiorców silne napięcie nerwowe.
Kolejną długometrażową produkcją powstałą w ten sposób był "Sum tak zwany Olimpijczyk". Film, oparty na scenariuszu autorstwa braci Walaszków, miał swoją premierę kinową w grudniu 2001. Zaś popularny label S. P. Records wydał go na taśmach VHS w wersji z wyśmienitą muzyką undergroundowego artysty Zaciera.
Z. F. SKURCZ, z powodu epatowania w swoich filmach obrazami przemocy, lekceważenia konwenansu, zasad politycznej poprawności oraz przekraczania granic tzw. dobrego smaku jest często posądzany o nihilizm. Nic bardziej mylącego. Sięgając po tak ekstremalne środki artystycznego wyrazu, Twórcy dążą jedynie do zdemaskowania praw rządzących współczesną kulturą masową. Mówią gromkie i stanowcze liberum veto cywilizacji śmierci, moralnej i mentalnej degrengoladzie, kryzysowi autorytetów, wyścigowi szczurów oraz złotemu cielcowi. Poprzez swoje działania na polu produkcji filmowych walczą ze skompromitowanym systemem, konsekwentnie podkopując gliniane nogi Babilonu dnia powszedniego.
Kwestię tą należy szczególnie podkreślić, bowiem nierzadko bywała przyczyną poważnych nieporozumień i błędnych interpretacji. Artyści zrzeszeni w Z. F. SKURCZ - w przeciwieństwie do większości twórców postmodernistycznych - nie prowadzą z widzem intelektualnej gry polegającej na konstruowaniu skomplikowanej siatki odniesień, zapożyczeń i nawiązań do innych dzieł. Nie odwołują się do erudycji, ani nawet inteligencji odbiorcy. Swoimi filmami oddziałują bezpośrednio na emocje. Osiągają to poprzez skoncentrowaną mieszankę pierwotnych toposów, archetypów (w rozumieniu C. G. Junga) oraz rozbudowaną symbolikę. Ma to na celu wywołanie u widza wstrząsu psychicznego, który w konsekwencji prowadzi go do załamania, stając się swoistym katharsis.
Wszystkie te - zachodzące głównie w sferze podświadomości procesy - nie pozostają bynajmniej bez wpływu na odbirców. Dowodem tego są liczne listy otrzymywane przez Zespół, jak choćby ten od Radka ze Zgierza. Radek pisze, że pod wpływem seansu "Bulgarskiego Pościkku" porzucił zgubną drogę uzależnienia od marihuany. Postanowił od tej pory wieść zupełnie nowe, lepsze życie w trzeźwości. Obiecuje zacząć do nadrobienia zaległości w szkole. Radkowi oczywiście gratulujemy, życząc sukcesów w nauce. Jednocześnie pragniemy wyrazić nadzieję, że jego przykład przekona wszystkich kręcących dotychczas nosami krytykantów. Co więcej, że skłoni ich do przyznania Z. F. SKURCZ należnego miejsca na firmamencie gwiazd polskiego (i nie tylko) kina offowego (i nie tylko).
żródło www.skurcz.robbo.pl